BORNHOLM


Dawno, dawno temu, 2 000 lat, a może i dawniej, po północnych regionach obecnej Unii Europejskiej, przemieszczał się lud wędrowny „włochaty, mający po dwa metry wzrostu i bełkoczący w języku niezrozumiałym dla innych”.. Lud ten, w swojej nieustającej, typowo nomadzkiej wędrówce na dłużej „zahaczył” się kiedyś, na bałtyckiej wyspie Bornholm, zwanej za czasów Wikingów – Burgundarholm.

Bornholm nie był na pewno jedynym ważnym miejscem postoju na trasie Burgundów, ale byli tam z pewnością dostatecznie długo i było ich dostatecznie wielu, aby silnie zaznaczyć tam swoją obecność (wykopaliska, miejsca pochówku itp).

Nadeszła jednak taka chwila, kiedy włochatym, mającym po dwa metry wzrostu troglodytom, pobyt na bałtyckiej wyspie wyraźnie się znudził. O przyczynach takiego faktu, możemy dzisiaj tylko snuć bardziej, lub mniej prawdopodobne przypuszczenia. Może ziemia uprawna została już wyjałowiona ? Niewykluczone też, iż mogła przyjść epidemia, albo nastąpiła nagła zmiana klimatu i pogody ? Tego nie wiemy, i pewnie nigdy już się nie dowiemy.

W swojej bezustannej wędrówce wyruszyli więc pewnego pięknego, bałtyckiego poranka na południe i przeprawili się na swoich śmigłych łodziach, na złote plaże naszego, dzisiejszego Pomorza. W jaki sposób spędzali tam czas i czym konkretnie się zajmowali również nie wiemy. Podobna mgła tajemnicy spowija moment kiedy to wyruszyli dalej na południe, tak aby kolejno osiadać nad modrymi (naonczas) wodami Odry, Łaby i Renu.

Można, z kolei, przyjąć ze sporą doza prawdopodobieństwa, iż kiedy tylko dotarli do stromych, urwistych i malowniczych zboczy opadających do Mozeli i Renu, zaświtało im przeczucie, że to właśnie uprawa winnej latorośli i wytwarzanie największych win świata, stanie się ich ostatecznym przeznaczeniem.